|
Antoni Ptak: Jeszcze zarobię na Brazylijczykach
Właściciela Pogoni Szczecin trudno jest odciągnąć od ściągania do klubu Brazylijczyków. Portowcy są o krok od spadku z ligi, ale to nie daje nic do myślenia ekscentrycznemu biznesmenowi.
Pojawi się pan jeszcze kiedyś w Polsce? Nie było tu już pana od wielu miesięcy. - Oczywiście, przyjadę może nawet jeszcze w tym miesiącu. Chcemy przyjechać do kraju na wakacje, tylko ostatnio nie było na to czasu. Uruchamianie ośrodka szkolącego młodych piłkarzy to ogromne wyzwanie, wymagające wiele pracy. Wstaję codziennie bardzo wcześnie, by przez komunikator internetowy porozmawiać ze współpracownikami w Polsce. Po tej kilkugodzinnej sesji w internecie zaczynam pracę w ośrodku. Już teraz jest w nim ponad 150 młodych piłkarzy, a docelowo chcemy zbudować miejsca dla dwukrotnie większej liczby zawodników. Mamy dwa hotele, pięć naprawdę znakomitych boisk, wielu dobrych trenerów i... nadal ogrom pracy przed sobą. Już teraz moje Centro do Futebol Europeu jest największe w Brazylii. Co tydzień przewija się przez nie ponad dwustu młodych zawodników, z których zostawiamy najwyżej dwóch, trzech. Pojawiają się nawet skauci z Europy, moi podopieczni będą grać sparingi choćby z Anderlechtem Bruksela. Ten ośrodek stanie się słynny w świecie. Wszystko nam sprzyja, nawet jego lokalizacja. Jesteśmy bardzo blisko międzynarodowego lotniska w Sao Paulo, niedaleko autostrady do Rio de Janeiro. Porozmawiajmy jednak najpierw o Polsce. Na pewno pan przyjedzie? Mówi się, że boi się pan aresztowania w związku z aferą korupcyjną. Że nie chce pan pojawić się na Okęciu, bo szybko mógłby pan trafić do Wrocławia. - Naprawdę tak mówią? Dla mnie to absurd, ja zawsze walczyłem, jak mogłem, z tymi wszystkimi układami. Nigdy nie załatwiłem piłkarzom żadnego meczu, zawsze przerażała mnie korupcja w futbolu. A Wrocław naprawdę lubię, mogę nawet powiedzieć, że to moje ukochane miasto. Nie mam żadnych obaw z nim związanych, zapewniam. Szczecin to też pana ulubione miasto? Tam się teraz zastanawiają, co zrobi Antoni Ptak. - Powiem szczerze, że Pogoń coraz mniej mnie interesuje. Nie oglądam nawet jej meczów. O tym, co się dzieje, informują mnie współpracownicy. Wiem o pechowych porażkach z Górnikiem Łęczna i Wisłą Płock, wiem też, że w meczu z Legią skrzywdził Pogoń sędzia, nie dyktując ewidentnego karnego. Naprawdę nie wiem, dlaczego Brazylijczycy są u nas dyskryminowani, dlaczego nasz zespół traktuje się gorzej niż inne. Do ostatniego miejsca Pogoni w tabeli przyczynili się jednak sami zawodnicy brazylijscy. No i pan, bo to pan ich do Polski sprowadził. - Polska liga jest słaba i nawet ci nie najlepsi Brazylijczycy jakoś sobie w niej radzą. Polacy w ich wieku przegrywaliby po 0:5, 0:6, a ci walczą, tylko mają pecha. Ja zresztą zdaję sobie sprawę, że oni są słabi. Lepszych w krótkim czasie nie udało nam się znaleźć. Już teraz mam w swoim ośrodku w Brazylii kilkunastu lepszych,bo było więcej czasu na selekcję. Grupa młodych piłkarzy przyleci zresztą do Warszawy już w czwartek i oni się sprawdzą. Czyli zamierza pan kontynuować swój brazylijski eksperyment? W Szczecinie będą mieć do pana ogromne pretensje. - Jeśli chodzi o Szczecin, to pretensje mogę mieć tylko ja. Od miasta nic nie dostałem, choć wiele mi obiecywało. A ja dałem Szczecinowi piłkarską ekstraklasę. Podarowałem miejsce w lidze, drużynę i pieniądze, które w nią wkładałem. Dlaczego nikt tego nie docenia? Może dlatego, że w zespole tym grają przede wszystkim Brazylijczycy. I to słabi, którzy właśnie spadają z ligi. - Słyszałem, że mają być baraże, więc może się uratują. A u nas w Polsce jest dziwna niechęć do innych narodów, chore do nich podejście. Oglądał pan w niedzielę mecz Arsenal - Chelsea? Przecież tam prawie w ogóle nie było Anglików i nikt nie narzekał. Bo tamci obcokrajowcy grają trochę lepiej niż pana Brazylijczycy. - Będę sprowadzał coraz lepszych. Za kilka lat moi wychowankowie zagrają w Lidze Mistrzów, choć niekoniecznie w barwach polskiego klubu. Wie pan, ilu Brazylijczyków grało ostatnio w Lidze Mistrzów? Rok temu 70, teraz 88. To najzdolniejszy naród na świecie. Ale nie wszyscy potrafią grać w piłkę. Pańscy podopieczni gdzieś grali, zanim trafili do pana ośrodka? - W swoich miasteczkach i wioskach, czasem na osiedlowych boiskach. Z klubu nikogo przecież nie wyciągniemy. Ale są zdolni, chcą się uczyć i będziemy mieli z nich pożytek. Zarobi pan na nich? - Na razie inwestuję, ale liczę, że kiedyś, gdy trafią już do najlepszych lig w Europie, przyjdą zyski. To prawda, że swoim zawodnikom z Pogoni, zgrupowanym w Gutowie Małym, płaci pan ok. 600 dolarów miesięcznie? - Na Pogoń wydaję mniej niż na początku i chciałbym docelowo wydawać jeszcze mniej. To wszystko powinno się bilansować, a przecież taki Amaral ma najwyższy kontrakt w polskiej ekstraklasie. Tak, mówię to z pełną odpowiedzialnością - najwyższy. Nikt tyle nie zarabia. Edi Andradina też jest w czołówce. A wśród tej młodzieży rzeczywiście są chłopcy zarabiający po 600 dolarów. Ale przecież oni pracują na swoją przyszłość, uczą się, mają zapewnione świetne warunki rozwoju. To wszystko kosztuje i musi się bilansować. W Polsce dba o to prezes Miedziak. Razem wpływacie panowie na trenera Baniaka. Ostatnio Radosław Majdan przyznał, że prezes Miedziak mocno naciskał, by promować w bramce Brazylijczyka Gu. To normalne? - Cóż, decyzję zawsze podejmuje trener, on od tego jest. Nie wydaje mi się, żeby prezes Miedziak wpływał na szkoleniowca, a na pewno nie tak ostro. Radek jest trochę przewrażliwiony. Mnie zdarzało się czasem dyskutować z trenerami, wymieniać uwagi, zastanawiać się wspólnie, kto powinien grać, ale nigdy nie wydawałem żadnych rozkazów. A od Pogoni jestem teraz trochę dalej. Mówiłem, że interesuje mnie coraz mniej. Co więc pana interesuje? - Brazylia. To naprawdę pasjonujący kraj. A mój ośrodek pozwala mi łączyć pasję z interesem. Ośrodka w Gutowie Małym też jednak nie zaniedbuję, to świetna baza i znakomity start dla chłopców, którzy chcą trafić do Europy. Tam mogą się zaaklimatyzować, nauczyć taktyki, poznać inny styl życia. Na tym ośrodku zamierzam zresztą zarobić podczas Euro 2012. Zespoły, które przyjadą do Polski, będą musiały gdzieś się zatrzymać, a to będzie idealna baza. Już teraz zaczęliśmy pracę nad przystosowaniem jej do wysokich wymogów. Co będzie z Pogonią? - Nie wiem. Powiedziałem, że mogę ją sprzedać za symboliczną złotówkę, czekam tylko na kupca. Ta symboliczna złotówka to... 10 milionów. Tę kwotę można błyskawicznie odzyskać, sprzedając najlepszych: Grzelaka, Kaźmierczaka, Fabiniaka, Grosickiego, Celebana. Wymienił pan samych Polaków... A co, jeśli nie znajdzie się nabywca? - Być może będę musiał wrócić na stare śmieci, wynieść się z zespołem ze Szczecina. Jeśli nie uda mi się sprzedać Pogoni, to wcale tego nie wykluczam.
Rozmawiał: Żelisław Żyżński
Źródło: Dziennik Data: środa, 9 maja 2007 r. Dodał: js |
2000 - 2024 | © Pogoń On-Line |
design by: ruben | redakcja | współpraca | ochrona prywatności | |||||