|
Arkadiusz Jarymowicz: Czasami czułem się jak "zapchajdziura"
Wychowanek Pogoni wrócił do szczecińskiego klubu tuż przed rozpoczęciem sezonu. Po kilku latach występów na trzecioligowych boiskach miał być solidnym ogniwem zespołu.
Spisywał się poprawnie, ale grywał na różnych pozycjach i rundy jesiennej nie może zaliczyć do bardzo udanych. Jaka będzie wiosna w zespole prowadzonym przez Mariusza Kurasa, z którym współpracował w GKP Gorzów? Święta, święta i po świętach... - Urlopy się kończą, ale nie ma co narzekać, bo mieliśmy długą przerwę. Trzeba było uważać, żeby nie przybrać na wadze. Dużo czasu spędza pan w kuchni? - Tylko na konsumpcji. Jeśli chodzi o przygotowanie potraw, to raczej się nie angażuję, bo bym bardziej przeszkadzał niż pomagał. Ograniczam się do jedzenia... [śmiech] i później ładnie dziękuję. Co innego prezenty. Wszyscy obdarowani byli zadowoleni. Wręczaliśmy sobie wyjątkowo dużo podarków, tylko proszę nie myśleć, że pensje i premie w Pogoni są bardzo, bardzo wysokie [śmiech]. Najwięcej otrzymał mój chrześniak, Wiktorek. Cieszył się m.in. z koszulki Pogoni. Świąteczny okres spędziłem w gronie najbliższych. Nie zaplanowaliśmy z narzeczoną żadnego wyjazdu, także z tego powodu, że Agata jest kierowniczką ośrodka w Podgrodziu i musiała pracować w sylwestra. Byłem tam na bardzo sympatycznej imprezie, choć zwykle na zakończenie roku bawię się z dużą grupą znajomych. Rozumiem, że tym razem było spokojniej, więc przed halowym turniejem w Schwedt jest pan w dobrej dyspozycji? - Czuję się dobrze, ale co do występu w Schwedt, to jeszcze nie wiem, czy pojadę [dziś zostanie ogłoszona kadra na turniej - red]. Jeśli kierownik zadzwoni do mnie, z chęcią zagram. Może uda mi się wreszcie strzelić jakąś brameczkę, bo jesienią na boiskach trawiastych jakoś nie miałem szczęścia. Miniona runda nie była dla pana zbyt udana? - Nie była rewelacyjna, ale nie była też zła. Na pewno nie mam powodów do narzekań, ani na to, ile grałem, ani na częste zmiany pozycji. Cieszę się, że udało mi się wystąpić w kilkunastu meczach. Przy tak mocnej kadrze i ciągłych rotacjach, związanych także z przepisami o młodzieżowcach, mogę powiedzieć, że jestem z rundy jesiennej umiarkowanie zadowolony. W każdym meczu grałem na 100 proc., a że nie wszystko wychodziło - no cóż, czasami zdarzy się kiepski dzień. Trudno było też poradzić sobie za zmianami pozycji na boisku. W jednym spotkaniu zdarzało mi się zaliczyć 3-4 warianty. Nie jest tak łatwo przestawić się z lewej na prawą obronę, tym bardziej, że ja lepiej czuję się w drugiej linii. Czasami czułem się jak "zapchajdziura", ale nie mam zamiaru się skarżyć. Określenie "zawodnik uniwersalny" można uznać za komplement, ale w praktyce utrudnia to zaprezentowanie pełni umiejętności. - Wystawiano mnie tam, gdzie byłem potrzebny. Nie zawsze mogłem zagrać to, co chciałem, ale cieszyłem się z każdego meczu w Pogoni. Konkurencja w drużynie jest duża, każdy mógł wskoczyć do składu, każdy mógł usiąść na ławce. Ja pojawiłem się na boisku w aż 14 spotkaniach i jest to chyba niezły wynik. Jak pan przyjął wiadomość o zmianie szkoleniowca? - Jeśli w ogóle zdecydowano się na taką zmianę, to moim zdaniem Mariusz Kuras jest znakomitym kandydatem. Nie będę przypominał jego wielu lat gry w granatowo-bordowych barwach i więzi ze Szczecinem, choć jako kibic do dziś pamiętam np. wspaniałą bramkę w dogrywce pucharowego meczu z Lechem Poznań; jako piłkarz mogę powiedzieć, że to szkoleniowiec, który ma bardzo dobry warsztat i fajne podejście do zawodników. Mieliście okazję współpracować w GKP Gorzów... - Wszyscy tam bardzo dobrze wspominają trenera Kurasa. Pod jego wodzą rozegraliśmy serię znakomitych spotkań, wygraliśmy z czołowymi zespołami III ligi, m.in. GKS-em Katowice. Z tego co wiem, GKP było bardzo zainteresowane przedłużeniem współpracy, ale szkoleniowiec otwarcie postawił sprawę - jeśli otrzyma ofertę z I ligi, odejdzie. Wtedy akurat nadeszła propozycja z Odry Wodzisław. Pamiętam, że gdy kilka miesięcy później Mariusz Kuras był już wolny, dostawałem od kolegów z drużyny SMS-y, w których żartowali, że trener wybierze powrót do Gorzowa, a nie do czwartoligowej Pogoni. Wybrał jednak Szczecin i pewnie zadzwonił do pana? - Nie. Spotkaliśmy się tylko podczas oficjalnej prezentacji po ostatnim treningu kończącym rundę jesienną. Wcześniej nie było telefonów, żadnych specjalnych rozmów. Na pewno nie mogę powiedzieć, że przed rundą wiosenną czuję pewniakiem, bo już wcześniej pracowałem z trenerem Kurasem. O miejsce w składzie może być jeszcze trudniej niż jesienią, zakontraktowano nowych zawodników, zaliczymy normalny okres przygotowawczy, drużyna będzie mocniejsza. Czyli o awans można być spokojnym? - Jesteśmy na to skazani. Musimy nie tylko wygrać ligę, ale i barażowy dwumecz. Chciałbym w czerwcu powiedzieć, że gram już w drugoligowej Pogoni.
Rozmawiał: Tomasz Maciejewski
Źródło: gazeta.pl Data: środa, 2 stycznia 2008 r. Dodał: js |
2000 - 2024 | © Pogoń On-Line |
design by: ruben | redakcja | współpraca | ochrona prywatności | |||||