|
wtorek, 7 marca 2017 r., godz: 00:28
Pustki na trybunach, protest kibiców, fatalna gra, spadek do dolnej ósemki w tabeli i praktycznie pożegnanie z Pucharem Polski - tak wygląda początek rundy wiosennej w Szczecinie. Portowcy wpadli w kryzys, a sztab szkoleniowy wyraźnie nie ma pomysłu jak sobie z nim poradzić.
Przyjazd Kazimierza Moskala do Szczecina na początku obecnego sezonu miał być początkiem nowej ery w historii klubu. Portowcy mieli prowadzić grę, dominować nad rywalem i prezentować ofensywny futbol, który przyciągnie kibiców na trybuny. Szumne zapowiedzi działaczy Dumy Pomorza początkowo miały nawet potwierdzenie w ligowych rezultatach. Chociaż nie jestem fanem talentu obecnego szkoleniowca Pogoni, to rezultaty 5:0 z Termaliką, 3:2 z Legią i 6:2 z Wisłą Kraków nawet na mnie zrobiły wrażenie. Ostatnie lata nauczyły mnie jednak, że prawdziwym testem dla szkoleniowców Dumy Pomorza jest piłkarska wiosna. Piotr Mandrysz, Marcin Sasal, Artur Płatek i Jan Kocian ze swoim stanowiskiem żegnali się zanim na Jasnych Błoniach pojawiły się krokusy. Natomiast Artur Płatek, Ryszard Tarasiewicz i Czesław Michniewicz wypowiedzenia otrzymali wraz z końcem sezonu, co jednoznacznie świadczyło o niezadowoleniu zarządu z ich pracy. Wiosenna klątwa zdaje się dopadła również Kazimierza Moskala. Portowcy prezentują się bowiem fatalnie i powoli rozwiewają nadzieję nie tylko na Puchar Polski, ale również na walkę w grupie mistrzowskiej. Pozytywny wizerunek, zbudowany na podstawie informacji o znakomitych transferach i solidnych przygotowaniach, nie wytrzymał starcia z rzeczywistością i legł w gruzach po zaledwie trzech tygodniach od inauguracji. Obecnie w drużynie Kazimierza Moskala ciężko doszukiwać się jakiegokolwiek pomysłu na grę. Szkoleniowiec rotuje zawodnikami, zmienia ustawienie na boisku, a ostatecznie i tak jesteśmy świadkami piłkarskiej degrengolady w najgorszym wydaniu. Niedokładne zagrania, brak wypracowanych schematów, brak indywidualnego błysku, zgrania i waleczności, a do tego indywidualne błędy i kuriozalne bramki strzelane nam przez rywali - oto obraz Pogoni Szczecin Kazimierza Moskala A.D. 2017. Najgorsze jest jednak, że obecny szkoleniowiec Pogoni nie potrafi wykrzesać z poszczególnych zawodników dodatkowej energii i obudzić pokładów drzemiącego w nich potencjału. Prowadzący Lecha Nenad Bjelica stworzył w Poznaniu mechanizm, w którym wszystkie tryby pracują na 100%. Nawet poznańscy dziennikarze, z którymi rozmawialiśmy podczas pucharowego starcia, przecierali oczy ze zdumienia, gdy Kownacki z zimną krwią pakował piłkę do siatki, a z drugiej strony boiska Lasse Nielsen jak profesor bronił dostępu do własnej bramki. Tymczasem w Pogoni filary drużyny zdają się trząść w posadach. W trzech ostatnich spotkaniach zupełnie niewidoczny był Adam Frączczak, który jesienią był gwarantem bramek. Jego imiennik - Gyourcso przeżywa najgorszy okres od stycznia 2016 roku, kiedy przyszedł do Pogoni. Cornel Rapa, którego dośrodkowaniami zachwycała się cała Polska, dziś nie jest w stanie posłać piłki w pole karne. Największym problemem zdaje się być jednak środek pola. Na papierze wszystko wygląda znakomicie - Drygas, Murawski, Matras, Cincadze powinni dać zespołowi właściwą jakość. Tymczasem Gruzin nie jest w stanie kreować gry, Drygas kompletnie gubi się w swoich zadaniach, a Matras siedzi na ławce lub łata dziury na środku obrony. Szarpać próbuje jedynie Murawski, jednak w pojedynkę niewiele jest w stanie zdziałać. Patrząc na grę Pogoni trudno nie zadać sobie pytania „dlaczego Portowcy grają tak tragicznie?”. I chociaż prawdziwej odpowiedzi pewnie nigdy nie poznamy, to można przynajmniej postawić kilka hipotez. 1. Złe przygotowania zimowe Marcin Sasal prowadząc Pogoń stwierdził, że „przygotowania zimowe to najważniejszy moment w roku, który decyduje o grze zespołu nie tylko wiosną, ale również jesienią kolejnego sezonu”. Biorąc pod uwagę długość i intensywność zimowego okresu przygotowawczego, trudno się z tym stwierdzeniem nie zgodzić. Niewykluczone więc, że podczas obozów na Cyprze i w Pogorzelicy zostały popełnione błędy, które teraz odbijają się na formie zespołu. Ta hipoteza niesie za sobą również inny wniosek. Idąc bowiem za słowami Marcina Sasala można domniemywać, że jesienna zwyżka formy była efektem pracy, wykonanej pół roku wcześniej przez trenera Michniewicza. W takim wypadku prawdziwy zespół Moskala oglądamy dopiero teraz, co daje wiele do myślenia. 2. Polityka transferowa Ruchy komitetu transferowego w przerwie zimowej były bardzo przemyślane. Zaproszenie do zespołu dwóch zawodników z dobrym CV i niezłymi liczbami mogło napawać optymizmem. Tymczasem póki co obaj grają poniżej oczekiwań. Szczególnie zawodzi Ciftci, który z nadziei trybun szybko stał się pośmiewiskiem. Nie ma się jednak czemu dziwić, bo Turek porusza się po boisku jak wóz z węglem i do tej pory nie było z niego żadnego pożytku. Nietrafiony transfer to jednak nie przestępstwo. Zdarza się i zdarzać się będzie lepszym klubom od Pogoni. Martwić zaczyna jednak znaczący wzrost liczby obcokrajowców, którzy zaczynają dominować w kadrze. Kiedy jesienią 2015 roku Portowcy gromili w Szczecinie liderującego wówczas Piasta, w wyjściowej jedenastce jedynie Akahoshi nie posiadał polskiego paszportu. Tymczasem 1,5 roku później w starciu z Wisłą Płock trener Moskal desygnuje do gry aż pięciu obcokrajowców! Jeżeli dodamy do tego wchodzącego z ławki Gyurcso kontuzjowanego Nunesa, mamy obraz Pogoni multikulturowej. 3. Brak młodzieży i wychowanków Nie jestem zwolennikiem wychodzenia juniorami na mecz Ekstraklasy. Kiedy w zespole brakuje jednak zaangażowania i charakteru, ambicja wychowanków może wnieść odrobinę świeżości do zespołu. Tymczasem w Pogoni takich zawodników trzyma się z dala od wyjściowej jedenastki. Dość powiedzieć, że najmłodszym zawodnikiem na boisku był dziś Sebastian Rudol, który powoli zbliża się do setnego występu w Ekstraklasie. Dopiero w drugiej części meczu na boisku pojawił się Dawid Kort i… zupełnie odmienił obliczę zespołu! Waleczny, nieustępliwy, zaangażowany. Podawał, strzelał, pokazywał się kolegom, wracał do defensywy. Nie będę chyba osamotniony w stwierdzeniu, że przez 15 minut zrobił więcej niż Cincadze przez całą pierwszą połowę. Przyznam się szczerze - ucieszyłem się, kiedy Wisła Płock strzelała dzisiaj bramkę. Obecny zespół Pogoni nie daje bowiem żadnych argumentów by wierzyć, że koniec kryzysu jest bliski. Zamiast przypadkowego zwycięstwa i robienia dobrej miny do złej gry wolałbym srogą porażkę, która da do myślenia działaczom Pogoni. Dla mnie nadszedł czas na zmiany. Cierpliwość stracili również kibice, a i prezes Mroczek raczej nie tryska optymizmem. Jeżeli Kazimierz Moskal z Łęcznej nie przywiezie kompletu punktów, a tydzień później nie powalczy w Szczecinie z Jagiellonią, przerwę na reprezentację będzie mógł wykorzystać na przeprowadzkę. Pozostaje tylko pytanie - komu powierzyć prowadzenie Pogoni? W tej chwili na trenerskiej karuzeli nie ma wielu nazwisk. Probierz, Nowak czy Stokowiec są absolutnie nie do wyciągnięcia z obecnych zespołów. Kilku ciekawych szkoleniowców możemy natomiast znaleźć na zapleczu Ekstraklasy. W Górniku Zabrze pracuje ojciec sukcesów Piasta Gliwice - Marcin Brosz, a Bytovię Bytów prowadzi Tomasz Kafarski. Bez pracy pozostają natomiast Mariusz Rumak, Leszek Ojrzyński, Maciej Skorża i Robert Podoliński. źródło: własne/Grzegorz Lemański Plum
Maroon 55 8 marca 2017 r., godz: 21:08
Leszek Ojrzyński jedyny z tej listy .Potrafił Koronę ustawic i nie cackał sie z piłkarzami .Na meczach jak to sie mówi jeżdzili na dupach.
Komentarze służą do prezentacji opinii odwiedzających, którzy są w pełni odpowiedzialni za swoje wypowiedzi.
Serwis PogonOnLine.pl w żaden sposób nie odpowiada za opinie użytkowników. Zastrzegamy sobie jednak prawo do usuwania, modyfikowania wybranych komentarzy. |
2000 - 2024 | © Pogoń On-Line |
design by: ruben | redakcja | współpraca | ochrona prywatności | |||||